Friday 21 November 2014

Tajlandia-czyli raj na ziemi

Tajlandia-
- kraina wiecznie usmiechnietych i szczesliwych ludzi,przepieknych plaz,pieknego morza i przepysznego jedzenia..W ciagu ostatnich 14 lat bylam w Tajlandii 11razy i mam nadzieje ze kiedys bedzie mnie stac zeby tam sie przeprowadzic na stale.

Pamietam jak kiedys w UK przycisnela mnie bieda-tak porzadnie,wyrzucili mnie z pracy, nie mialam za co za pokoj zaplacic i wyrzucili mnie z pokoju..Pamietam do dzis jak pomyslalam sobie ze od teraz jestem biedna i moim najgorszym koszmarem biedy bylo nie wazne ze bede spac pod mostem i nie mam co zjesc ale to ze juz NIGDY nie zobacze Tajlandii!Pomyslalam sobie wtedy ze musze byc nienormalna.
Ekspresowo wzielam sie w garsc(z pomoca Polskich ‘connection’ in Scotland) i po roku czasu ciezkiej charowy-nocnyh zmianach w smierdzacym kasynie,dziennych zmianach w czekoladowni(gdzie przybylo mi 10kg..nie wiem jak to sie stalo ;) z usmiechem od ucha do ucha znow stalam na Kao San Road w Bangkoku J
Ale historia ktora chce sie podzielic dzisiaj jest nie z tej bajki,ale troche pozniejszej.Pokazuje ze wszystko ma dwie strony i nawet w raju  panuje mrok a nawet ciemnosc od czasu do czasu.
Lotnisko, Osaka,Japonia 2006
Po roku czasu pobytu i pracy w Japonii wreszcie wyjezdzamy.Ja i Ben(jest moim chlopakiem ktorego wczesniej poznalam w Szkocji),Ben zdecydowal wyjechac ze mna ‘na zarobek’do kraju kwitnacej wisni i byla to chyba jego najlepsza decyzja w zyciu-bo ruszyl sie wreszcie z przed telewizora ;)
Stoimy w kolejce do odprawy-lecimy do Bangkoku i chcemy zostac w Tajlandii na kilka tygodni a pozniej ‘zaliczyc’ Kambodze,Wietnam i z Chin wziasc pociag do Ruskich i pozniej do Polski i do Anglii –rozpoczac zycie mlekiem i miodem plynace.Oczywiscie nic z tego nie wyszlo.Bo mleka nie mozna strawic a miod tez gorzki bywa.O!
No wiec podchodzimy do odprawy a pani do mnie –“OO a pani nie ma vizy waznej!”
Ja na to “OO,naprawde?!nie zauwazylam.. Pani-“ale to 3 miesiace po dacie waznosci!”
Ja-“hmmm..no to nie wiem..moze dajcie mi miska w passport I ‘good bye’na 5lat albo na zawsze,bo wie pani,nasz samolot juz zaraz odlatuje..
Pani(przyciska guzik pod biurkiem) i mowi “musisz miec pieczatke z urzedu miasta z Osaki
Ja-Aaa,nie to ja poprosze tego miska w paszport tu i teraz..ja wyjade stad i juz nie musze tu NIGDY wracac..(pamietam jak te miski dawali w niemczech za komuny,wiec pomyslalam ze tak wszedzie daja)
Podchodzi do nas dwoch mundurowych,gadaja z ‘Pania’ patrza w paszport i mowia-@prosze wracac do Osaki po pieczatke,inaczej nie wyjedziesz z kraju’
Ja “co?!ale jak?!nie mam pieniedzy nawet na powrot do Osaki!Dzisiaj jest piatek,wszystkie biura pozamykane!nie mam gdzie sie zatrzymac,ja chce stad wyleciec do Bangkoku!!!Wypuscie mnie!!”
Mundurowi “ albo wracasz do Osaki i zalatwiasz pieczatke dla siebie albo..zabieramy cie do wiezienia przy lotnisku!A uwierz nam,ty jako blondynka i cudzoziemka nie chcesz spedzic tak chociazby 24godzin.”-bezczelne hamisko puszcza mi oczko!!Chyba sie zerzygam.
Jezu,to chyba jakis zly sen!!co robic?!!Slysze ze wywoluja Bena nazwisko przez glosniki..ok nie mam wyjscia..daje mu moje oszczednosci w gotowce..w razie gdyby kazali mi placic za..cokolwiek.daje mu 2000dolcow.Umawiamy sie ze ma czekac na mnie w Bangkoku.
Ja wracam do Osaki-gdzie dzieki bogu mam kupe znajomych i mam gdzie mieszkac + moja szefowa ze szkoly zaciera rece i daje mi prace spowrotem(wiec moge zarobic na bilet do Tajlandii bo ten mi przepadl bezwrotnie).Wbicie pieczatki w paszport zajmuje 3 tygodnie!!!Wszystko oczywiscie odbywa sie z japonskim spokojem i usmiechem...”tak..nie..ale tak..prosze wrocic za tydzien..albo za dwa..no,tak pieczatka bedzie ale jeszcze nie teraz..dlaczego?bo zostalas dluzej,po zakonczeniu vizy..no wlasnie..tak nie wolno”
W miedzyczasie...
Zatrzymalam sie u Sali,mojej przyjaciolki z Australii,ktora tez uczy angielskiego.Dwa dni po wylocie,moj luby pisze ze jest w Bangkoku(pierwszy raz dla niego) i przezywa troche to i owo.Pozniej za kilka dni pisze mi ze jest mu za goraco i smierdzaco i nie moze juz tam wytrzymac.Pisze mu zeby pojechal na Koh Tao i tam na mnie czekal-(moja ulubiona wyspe)-pisze ze ok..
Za 4 dni dostaje emaila ze jest w wiezieniu za cos czego nie zrobil i ze jest w prowincji Krabi!!Krabi jest jakies 500km od Koh Tao.Co do diabla robil w Krabi?!
Email
“czesc,jestem w Krabi i jestem w wiezieniu bo mnie okradli. Okradli mnie z calej gotowki i nikt mi nie wierzy i wsadzili mnie do pierdla.Napisze wiecej jak tylko bede mogl"
Czytam i nie wierze wlasnym oczom!!!WHAAAT?!WHAT THE FUCK?!!
Mowie do Sali-‘Sali daj fajke’ Sali-“przeciez ty nie palisz!co sie stalo?”
Ben w wiezieniu,mowi ze go okradli i jest w Krabi a nie na Koh Tao.
Sali “What? What the fuck?myslalam ze mial na ciebie czekac na Koh Tao?!
Ja “ ja tez!cos mi tu nie pasuje.moze wzial se jakas tajska prostytutke do pokoju I sie zabawili i jak zasnal to go okradla!”tylko to mi do glowy przychodzi.bo co,bo jak ?przeciez w Tajlandii nikt nie kradnie!!!Bylysmy tam tyle razy I zawsze bezpiecznie bylo!Polej wina kochana,bo tu stresa mam J
Email moj-
Czy wszystko ok?ja chyba zle zrozumialam twojego emaila..zrozumialam ze cie okradli I cie do pierdla wsadzili za to.Ben,czy ty kogos okradles?Czy moze to byla jakas przygoda z panienka lekkich obyczajow?(obiecuje ze nie jestem zla jezeli to prawda!rozumiem ze one sa super laski I same wskakuja na...hmmm..kolana)”
Nic nie odpisuje przez 3 dni a nastepnie dostaje emaila ‘wyjasniajacego’-a bylo to mniej wiecej tak:

…”Dojechalem do Krabi,jakis facet pokazal mi zdjecia jego domkow na przepieknej plazy I powiedzial ze jest tam malo turystow.Ucieszylem sie bo po Bangkoku chcialem wreszcie odpoczac i poplywac.Przyjechalismy na plaze,wszystko tak jak mowil-plaza super,malo turystow.Biore kase ide cos zjesc do knajpy nalezacej do tego samego wlasciciela.Wracam gdzies po godzinie I ide spac,wszystko ok.Rano wstaje,rozpakowuje plecak,patrze a tu kasy nie ma!Kase schowalem w ksiazce,nie bylo sladu wlamania ani nic!Poszedlem do wlasciciela I mowie ze mnie okradli a on na mnie z morda ze ja klamie!Wiec ja tlumacze ze ,ze ktos musial miec klucz dorobiony –moze jakis jego pracownik.Facet sie wscieka I wrzeszczy ze zlodzieja z niego robie I ze ja pewnie zadnych pieniedzy nie mialem!W koncu facet mowi ze mnie zawiezie na policje-to jakies 5 km przez dzungle.Jestesmy na policji-opowiedzialem co sie stalo :zginelo mi jakies 2000$!!Czesc byla w dolarach a czesc w tajskich bathach.Policjant mowi ze to nie mozliwe,ze u jego kuzyna nigdy nic nie ginie I ja tu klamie bo chce pieniadze od nich wyciagnac!(KUZYNA?!_To mam przechlapane)

Niedlugo potem przychodzi kilku inny policjantow,wszyscy mowia podniesionymi glosami-lamanym angielskim..Pytaja mnie ile mialem tajskich batow-powiedzialem ze okolo 10000(to jakies 300$).Pytaja skad mialem te pieniadze.-mowie ze wymienilem na lotnisku w Korei jak mialem przesiadke.Oni mi na to ze to nie mozliwe,bo tajskich pieniedzy nie mozna kupic poza Tajlandia!!Wkurzylem sie I mowie im ze mozna-ze mam paragon z kantoru z lotniska!
Sa coraz bardziej wkurzeni!Wrzeszcza taraz miedzy soba.Pokazalem im paragon a oni mi na to ze jest podrobiony.



….”Mysle sobie ze to jakis koszmar i ze zaraz sie obudze!..ale wcale sie nie budze,slysze tylko –
“to jest podrobione!Tajskie pieniodze mozna kupic tylko w Tajlandii!”
Ben-“Ludzie,co wy?Jacys nienormalni jestescie?!Oczywiscie ze mozna!i to wszedzie!Tu jest dowód-z kantoru na lotnisku!”
..”Co??Ty nas obrazasz!Klamiesz!Pokazujesz podrobiony dokument,pieniadze pewnie tez ukradles!
Ben-‘ok,chce zadzwonic do ambasady angielskiej,jestem obywatelem Wielkiej Brytanii!Prosze o telefon.
Komisarz-“jestes zatrzymany az do wyjasnienia tej sprawy!Do tego czasu zatrzymamy twoj paszport!Wlaz do celi!I nie mamy tu telefonu!!aha-i podpisz tu ten document..
Ben-“ale tu wszystko po tajsku-nic nie rozumiem.”
“tu pisze ze przyszedles tu i naklamales jak swinia!”
Ben-Oh my GOD!!nic nie podpisuje!!
Komisarz-“ok,posiedzisz tu sobie troche to zmienisz zdanie i oduczysz sie klamac!”
Siedzialem w celi 48godzin-w tym czasie kilka razy kazali mi podpisac papier a ja za kazdym razem odmawialem.Jak mnie wypuszczali to powiedzieli ze zatrzymaja passport i ze mam przychodzic dwa razy dziennie sie meldowac –przez nastepne dwa tygodnie az zdecyduja co ze mna zrobic!!
Ide prosto do ‘net café’ i nie moge uwierzyc ze to wlasnie mi sie przydazylo!Zagaduje do pierwszej bialej dziewczyny przy komputerze,pytam czy moze mi pomóc bo nie mam kasy a musze zadzwonic i uzyc internetu.Opowiadam jej co sie stalo,oczywiscie jest w szoku i dzwoni po swojego chlopaka,ktory pojawia sie po 10minutach.
Kupuja mi lunch i mówia ze slyszeli juz o podobnych historiach..mówia,ze ludzie tu dzialaja jak mafia!
Widza turyste-zazwyczaj chlopaka,jezeli jest sam i jest bialy/rózowiutki to jest oczywiste ze dopiero co przyjechal z..krainy mlekiem i miodem plynacej-i portfelem pelnym pieniedzy..nastepnie czekaja az pójdzie spac lub wyjdzie cos zjesc i wtedy wchodza do pokoju i biora co chca.A ze okradziony jest sam to pewnie mu sie uroilo ze mial pieniadze i w sumie mozna mu wszystko weprzec!
Przysiada sie do nas jakis wielki chlopak i mówi ze jest z Kosova ,ze to samo mu sie przydarzylo i ze musial sie meldowac przez 3 tygodnie dopuki im nie dal 100$ lapówki za passport!
Wlasciciele domków na plazy/hoteli i policjanci to rodzina i tak wlasnie robia biznesy i wysylaja dzieciaki do prywatnych szkól za to.
Gosciu z Kosova mówi ,ze wie gdzie  trzymaja paszporty na policji i ze trzeba bedzie mój wykrasc.
“Co?!!Nie!!Moze lepiej poczekac i oddadza?”..ok paszport mi potrzebny..
Na drugi dzien rano ‘Kosovoboy’ przyniosl mi mój passport i mój plecak.Powiedzial mi zebym nie pytal jak to odzyskal i tez zebym sie zabieral jak najszybciej z Krabi.Tak tez zrobilem.Wzialem pierwszy pociag do Bangkoku…
I tam tez sie spotkalismy-ja wreszcie wylecialam z Japonii –bez “miska”,tak po prostu i bez problemów i Ben po przygodach z podkulonym ogonem.Oczywiscie nie obylo sie bez problemów bo umówilismy sie na lotnisku..a w Bangkoku sa 2 ..wiec ja czekalam na jednym a on na drugim i byl to poczatek nastepnych niekonczacych sie przygód.




No comments:

Post a Comment